Na skrzydłach szaleństwa. - by Bell.
Bell. - 08-05-2009 23:05
Emm, no więc. Wygrzebałam ten tekst z folderu. Wysyłałam go na pewien konkurs literacki, i ten, no... Nie wygrałam, ale tekst zachowałam. xd Chaotycznie i dziwnie, bo tematyką konkursu byli ludzie ze zjechaną psychą. Abby jest totalnie fikcyjna. ; ppCzasem chciałabym stanąć na krawędzi świata i skoczyć w otchłań. Chcę lecieć bezwładnie w dół i stoczyć się ku śmierci. Szkoda tylko, że brakuje mi odwagi, by choć na tej krawędzi postawić stopy. Mogłabym przestać o tym myśleć. Wystarczy zechcieć. Wystarczy mieć w sobie wystarczająco dużo siły. Zawsze próbuję jakoś stanąć prosto na nogach i często gdy chcę się podnieść, czuję na plecach coś ciężkiego. Coś, co po raz kolejny przygniata mnie do ziemi.
Rozdział Pierwszy:
„W tym szaleństwie jest metoda.”Czy widzisz te cienie przemykające po ścianach? Ja widzę je codziennie. Tysiące cieni wędrujących po odpadającym tynku. Setki kształtów – Zwierzęta, ludzie, drzewa. Nie, nie mam przewidzeń, choć zawsze to powtarzasz. I nie, to nie jest sen. Widzę je na jawie, choć ty nie potrafisz ich dostrzec. Jesteśmy w dwóch innych światach, między którymi nie ma łączącego mostu. Masz mnie za wariatkę, a ja Ciebie za egoistycznego dupka. Czy nie słyszysz jak krzyczę każdej nocy, kiedy tysiące pająków wędruje po suficie? Są tu, by wejść pod moją skórę, by wyżreć tkankę i wszystkie narządy. Rzucam się wtedy jak opętana i wybiegam z sypialni, a ty sądzisz, że mam koszmary. Nie wierzysz mi i nie ufasz. Sądzisz, że mam paranoję? Że potrzebuję lekarza? Ja tylko potrzebuję twojej opieki i ciszy. W każdym śnie widzę, jak mnie zostawiasz. Zamykasz drzwi frontowe z hałasem, a ja sama w tym momencie kruszę się na kawałki jak rozbity talerz. Później ponownie pojawiają się pająki. Wychodzą spod kanapy, zza zegara ściennego i z porcelanowej donicy, a ja leżę nieruchomo na zimnej podłodze i krzyczę bezradnie twoje imię. Czuję każdego pająka z osobna otaczającego moje ciało. I znów się budzę i przekonuję, że leżysz na drugiej poduszce tuż obok mnie. Jesteśmy jak z taniej telenoweli telewizyjnej. Żałośni w swej prostocie i puści w środku, jak lalki bez wnętrzności. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak jest. Dlaczego próbujemy codzienną rutyną ukryć wszystkie nasze niedoskonałości? Ty grasz przykładnego obywatela i pracownika biura, a ja posłuszną narzeczoną czekającą na Ciebie z obiadem każdego popołudnia. Dlaczego nigdy nie chcesz odrywać się od tej fikcji? Pozwól ponieść się emocjom. Krzycz i szlochaj razem ze mną, bo przecież powinniśmy płakać, że jesteśmy aż tak beznadziejnym przykładem cywilizacji. Walmy głową o ściany, rozbijajmy drogie wazony, skaczmy z okien. Wzlećmy na skrzydłach szaleństwa. Trwajmy w agonii z uśmiechem, trzymając się za dłonie. Przecież śmierć jest rzeczą ludzką, czyż nie? Być może jest tak samo przyjemna jak seks, który uprawiamy w każdą sobotę. A jeśli jest tak łatwa jak łyk porannej kawy? Chciałabym spróbować, a ty dobrze o tym wiesz. Szkoda tylko, że nie chcesz mi towarzyszyć. Wlećmy tam w górę. Ponad chmury i ponad sam Boski Raj. Próbuję czasem stwarzać pozory normalności. Przynajmniej się staram, byś znów się nie denerwował. Każdego ranka szykuję Ci śniadanie i kubek kawy. Piorę twoje koszulki, a później starannie je prasuję, byś mógł wyglądać perfekcyjnie. Czyż nie wydaje się to zwyczajne? A kiedy ty odchodzisz, ja znów wariuję i przez ten cały czas potrafię bez przerwy leżeć na ziemi w kuchni i modlić się, by tym razem nie pojawiły się pająki. Jesteś moim antidotum. Przy tobie nie miewam żadnych ataków. Nie czuję strachu ani paniki. Tylko w nocy, kiedy jestem pozbawiona ochrony i kiedy mój biedny, wyczerpany umysł jest podatny na każde szaleństwo. Może faktycznie powinnam Cię posłuchać i wreszcie pójść do psychologa? Nie, to zły pomysł. Przepisze mi tabletki, którymi mam zapchaną półkę. Dobrze wiem, że po nich było jeszcze gorzej. Czy pamiętasz, kiedy szlochałam wtedy w poduszkę i czułam, jak pająki wędrują pod moją koszulką? Oczywiście, że pamiętasz. Zgotowałam Ci wtedy nocne piekło, a ty miałeś pretensje, bo musiałeś rano wcześnie wstawać do pracy. Nie pomogłeś mi, tylko poszedłeś spać na kanapie w salonie. Dziękuję, że zawsze można na Tobie polegać.
Rozdział drugi:
„Teatr dziwactw.”Zabrałeś mnie kiedyś w pewne miejsce. Pamiętam schody i zmęczenie, jakie towarzyszyło mi przy wspinaniu się po nich. Były niczym mistyczne stopnie do nieba, a ja czułam się grzesznicą odbywającą pokutę. Czy przypominasz sobie jak głośno dyszałam, albo jak koszulka kleiła się do moich pleców, bo przecież był gorący dzień w środku lata? Ale w końcu dotarliśmy na samą górę i wyprowadziłeś mnie przez metalowe drzwi, wprost na dach budynku. A potem pokazałeś mi cały świat… Pamiętam też, jak leżeliśmy tam do wieczora, a ja nie chciałam później wracać do domu. Proszę obiecaj, że zabierzesz mnie tam kiedyś jeszcze raz. Tak bardzo chciałabym poczuć się znów królową. Lubię, gdy wracasz do domu. Lecę wtedy na swoich niewidzialnych skrzydłach do drzwi, by Ci je otworzyć z szerokim uśmiechem. Nigdy nie jesteś w humorze, gdy wracasz, ale wybaczam Ci to. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że i tym razem szef wymęczył Cię do granic możliwości. Szarpię za klamkę i wpuszczam Cię do środka. Wchodzisz do przedpokoju i jak zawsze siadasz na pufie, by zdjąć buty.
- Alex znowu nie podała mi listy oczekujących – zaczynasz mówić jak samo napędzana maszyna. To Rutyna. Codzienny raport i wyżalanie się na temat pracy. Lubię tego słuchać, naprawdę. To brzmi tak… Ludzko. – Przez to opóźniła połowę pracowników z mojej grupy. Kiedyś wyrzucę ją z biura. Wciąż utrudnia wszystkim pracę i powinna była zostać wylana już dawno temu. Szkoda tylko, że jest pieprzoną kuzynką szefa, a ten daruje jej każde przewinienia. Wyobraź sobie, że za każdym razem, kiedy coś spieprzy mówi te swoje „Ups” i uśmiecha się słodko – rzucasz w kąt buty i ze złością uderzasz pięścią w pufę. Jesteś wkurzony, widzę to. – Doprowadza mnie to do szału – wieszasz kurtkę w szafie, wymijasz mnie i w przelocie muskasz ustami mój blady policzek. Idziesz do kuchni, a ja podążam twoimi śladami. Zawsze to robię, dobrze wiesz. Zaraz podam Ci kawę i będę słuchać kolejnych zażaleń. Siadasz przy stole i kładziesz dłonie na drewnianą podstawkę. – Przyszła jakaś poczta? – Kiwam głową i sięgam dłonią ku mikrofalówce, na której leżą listy. Kładę je na stół, a ty zaczynasz maltretować palcami pierwszą kopertę. Jakby nie można było użyć noża…
- Pewnie kolejne rachunki – mówię cicho i znając życie mam rację. W naszej skrzynce na listy można znaleźć tylko rachunki i ulotki. Cała reszta świata ma nas głęboko gdzieś i nie raczy wysłać nawet marnej pocztówki.
- A jakżeby inaczej – wywracasz oczami i odrzucasz listy gdzieś na bok. Zapada chwilowa cisza, której towarzyszy jedynie odgłos zegara wiszącego nad lodówką. Odwracam się do Ciebie plecami, by napełnić czajnik wodą. Stawiam go na swoje miejsce, naciskam guzik i przechodzę do następnej czynności. Wyjmuję szklankę jedną z półki, wsypuję kawę. Teraz tylko muszę czekać na wodę. Niby zwykła czynność, a jednak dla mnie tak wiele znaczy. Czuję się wtedy taka potrzebna, choć wiem, że sam potrafisz zaparzyć taką kawę bezproblemowo. Ale pozwól mi choć nacieszyć się tą grą w normalne życie. Chcę wciąż się w to bawić, więc nie każ mi kończyć. Chcę, by trwało to jeszcze parę dni, a później możemy przestać udawać. Wiem, że bardzo chcesz byśmy wciąż grali, ale ja jestem marną aktorką obsadzoną w głównej roli. Chwyć mnie za rękę i przyznaj, że to Cię przerasta. Widzę to twoich oczach, bijesz się z myślami każdego dnia. Chcesz być taki jaki jesteś, ale boisz się porwać emocjom. Jesteś po prostu… za mało odważny.
Rozdział trzeci:
„Fatalnie.”Czuję każdy dreszcz przemykający po moim pół nagim ciele. Takie są skutki przesiadywania w skąpej pidżamie przy otwartym oknie. Opatulona w koc wpatruję się tępo w treść książki, którą postanowiłam przeczytać. Szkoda tylko, że nie potrafię chłonąć treści. Zwyczajnie przelatuję po niej wzrokiem i nic z tego do mnie nie dociera. Jedyne co zapamiętałam to imię głównej bohaterki, Abigail. To jedynie dlatego, że sama takie noszę. Zamykam z rezygnacją książkę. Nie sądzę, by coś z tego wyszło tego wieczoru. Siedzisz na kanapie i wlepiasz wzrok w ekran telewizora. W dłoni ściskasz pilot, jakby był twoim ukochanym skarbem.
- Nathan… - mówię cicho twoje imię, by odwrócić twoją uwagę od programu telewizyjnego. Odrywasz od niego wzrok i przenosisz go na mnie. – Pójdziemy jutro do kina? – Pytam jak gdyby nigdy nic. Wydajesz się zaskoczony. Sądziłeś, że nigdy nie będę prosić o takie rzeczy? Chcę, by było romantycznie choć jeden raz, więc nie wykręcaj się. Ciekawi mnie tylko jaką tym razem wymyślisz wymówkę.
- Jutro nie mogę. – Normalne. – Muszę iść do biura na trzynastą.
- Jutro jest sobota – zauważam ostrożnie, by tylko Cię nie zirytować. Nerwowo ściskam w dłoniach rąbek koca.
- To bez różnicy. McCarthy dzwonił i kazał przyjść jutro, bo nie dokończyłem raportów. – Starasz się skupić na tym, by mówić poważnym tonem. Chce mi się śmiać. Tak bardzo próbujesz udawać kogoś normalnego. Wciąż przeczysz samemu sobie, by tylko nie wyjść na wariata. Spójrz na mnie! Jestem walniętą, zeschizowaną histeryczką i jakoś z tym żyję. Fakt, czasem próbuję stwarzać pozory normalności, ale nie robię tego na siłę. Nie oszukuję samej siebie i nie próbuję sobie wmówić, że jest inaczej. Wystarczy zaakceptować się to, kim się jest. Nawet wtedy, kiedy ma się nierówno pod sufitem. Zrzucam z siebie koc i podnoszę się z kanapy. Nie mam zamiaru już wdawać się w dyskusję z tobą, bo i tak zostaniesz przy swojej wizji jutrzejszego dnia. Idę w stronę naszej sypialni, gdzie każdej nocy przeżywam koszmary. Wcale nie uśmiecha mi się kłaść w pościeli, w której roi się od pająków. Zapalam światło, staję nad łóżkiem i odgarniam kołdrę. Co z tego, że teraz ich tam nie ma, skoro w środku nocy znów się pojawią? Ostrożnie siadam na rancie materaca i zrzucam kapcie z nóg. Naprawdę chciałabym spędzić tę noc w spokoju. Bez koszmarów i pająków. Tylko ty, cisza i ja. Leżę jeszcze kilka chwil w ciemności by poukładać myśli. Zanim zasnę chcę być pewna, że żadna dzisiejsza sprawa nie odbije się w moich snach. Zazwyczaj wtedy myśli się zniekształcają i gubię się w koszmarach. Z każdym dniem zbliżam się do krawędzi totalnego szaleństwa. Wiruje samotnie w tańcu wariacji, a świat razem ze mną. Wszystko pędzi niemiłosiernie szybko, zostawiając mnie gdzieś tam, w tyle. Zgubiłam się na końcu korytarza rzeczywistości z setkami problemów na głowie. Chcę tylko zamknąć oczy i odpłynąć. Powieki stają się ciężkie, więc szybko się poddaję. Budzi mnie odgłos ciężkich kroków gdzieś z oddali. Oczywiście. Zawsze zaczyna się od tego samego. Zaciskam mimowolnie palce na kołdrze. Powinnam od razu zerwać się z materaca i pobiec w stronę włącznika światła, ale nie. Trwam w odrętwieniu i strachu. Nie potrafię nawet krzyczeć, bo moje gardło odmówiło współpracy. Jestem bezbronna. Jakby związana i wepchnięta do ciasnej klatki. Boże, uwolnijcie mnie. Nerwowo spoglądam w stronę szafki nocnej. Coś się tam rusza. Jakby uśpiona bestia wybudzała się, by wyruszyć na nocne polowanie. Odrętwienie znika, a ja w jednej sekundzie zrywam się z miejsca i wybiegam z łóżka, tym razem bez krzyku. Dopadam ściany, by włączyć światło, a kiedy zapala się żarówka, koszmar wcale nie znika. Kilkadziesiąt małych, czarnych pająków wypełza spod łóżka. Zmierzają w moją stronę. Mogę tylko stać i patrzeć jak zbliżają się do moich stóp. Wciąż nie potrafię krzyczeć i znów dopada mnie odrętwienie. Czuję jak wchodzą na moje nogi. Pełzną po moich udach, a później po brzuchu. Panicznie strzepuję je z siebie, ale one wciąż idą w górę. Wreszcie, kiedy mogę poruszyć stopą, wpadam do kuchni, a później do przedpokoju. Słyszę twój krzyk z sypialni i wiem, że znowu Cię obudziłam. Nie chcę wysłuchiwać jak mnie uspokajasz i wmawiasz, że to tylko zły sen. Mam już dość, ledwo to wszystko znoszę. Chcę, by to wszystko się skończyło.
Epilog:Mówiłam Ci, że chcę byś zabrał mnie na dach jeszcze raz. Tym razem to ja zabieram tam Ciebie. Wybiegam z naszego mieszkania i zaczynam wspinać się po schodach. Moja spocona dłoń ślizga się po poręczy, a nogi niezdarnie pokonują kolejne stopnie. Biegniesz za mną, wołając moje imię. Chcesz, bym wróciła do domu. Żebym przestała się „wygłupiać” i nie latała po klatce schodowej w samej koszulce nocnej. Nie obchodzi mnie już to wszystko. Docieram do celu i pchnę żelazne drzwi. To śmieszne, że za każdym razem kiedy wstawiali w nie nowy zamek, banda chuliganów rozmontowywała go na następny wieczór. Wita mnie powiew chłodnego, nocnego wiatru. Wokół panuje cisza, miasto jest pogrążone w śnie. Nade mną rozciąga się czarne niebo usłane kilkoma jasnymi gwiazdami. Przykuwa ono moją uwagę tylko na ułamek sekundy. Zaczynam iść w stronę murku kończącego dach i nie zwracam uwagi na Ciebie. Wiem, że jesteś tuż za mną i że wciąż krzyczysz. Zatrzymuję się i uświadamiam, że odważyłam się stanąć na krawędzi. Z mieszanymi uczuciami spoglądam w dół. Tylko pusta ulica i latarnie.
- Abby, co ty do cholery wyprawiasz?! – Jesteś wściekły. Stajesz za moimi plecami i wyciągasz ręce w moją stronę. Chcesz, bym podeszła, chcesz bym była bezpieczna. Ale ja już nie chcę twojej pomocy. Już wystarczająco spieprzyłam Ci życie i nadszarpałam nerwy. Kręcę przecząco głową jak małe dziecko. Uwierz mi, Nathan. Ja naprawdę mam już dość tego wszystkiego. To mnie przerasta. Chciałabym Ci to wyznać, ale wiem, że i tak nie uwierzysz. Zaczniesz wmawiać, że mam zaufać sobie i zmienić się. Nie chcę się zmieniać, wiesz? Chcę, by było już po wszystkim. Nie patrzę na Ciebie. Nie chcę, być dostrzegł łzy w moich oczach i delikatny strach. Stawiam lewą stopę do przodu, by polecieć na swych skrzydłach szaleństwa.
A później nie ma już nic.
Pchiller666 - 08-05-2009 23:09
O_O GENIALNE O_O
Masz wielki talent.
Justynka - 08-05-2009 23:16
Powiem tyle: WOW! więcej nie uda mi się nic z siebie wykrzesać :)
zadziwiające ; )
Bell. - 08-05-2009 23:24
E tam, bez przesady. Jeszcze się uczę. ;d
Ale dziękuję szczerze <3
Desman - 08-05-2009 23:27
Brzmi jak tekst z książki od polskiego. Wiesz, że gdyby było podpisane A. Mickiewicz to bym się nie skapnął, że to nie jego ;). Bardzo ładne. Nie wiem czy chciałaś przekazać wszystko dosłownie czy ma to jakies ukryte znaczenie.
Dziewczyna się męczyła i była nieszczęśliwa, co w skutku dało koszmary, które rzekomo nie były snem. Do tego totalna olewa chłopaka. Fobia doprowdza do samobójstwa. Nie wiem dlaczego nie wygrałaś. Piękne.
Bell. - 08-05-2009 23:30
@ Desman.
A. Mickiewicz chyba jednak miał nieco inny styl. A nie wygrałam, bo pewnie napisałam za mało. Poza tym, teksty które wygrały były napisane troszkę inaczej. Dzięki za opinię, jacu. <3
Killer Queen - 08-05-2009 23:35
Świetnie rozpoczynasz swój pobyt na forum. Tekst całkiem niezły, zdecydowanie najlepszy z zamieszczonych w tym dziale. Życzę dalszego, owocnego rozwoju w pisaniu ; )
danio_155 - 09-05-2009 00:09
Bardzo interesujący żeby ja oceniał byś wygrała :p
Tyszq - 09-05-2009 00:40
Genialne ; o Doprawdy! Masz Talent! pisz Dalej
DaNcE - 09-05-2009 08:06
Świetne to ;]
Napisz coś jeszcze.
A i przy okazji napier**le tym od konkursu którego nie wygrałaś ^^.
Jak na swój wiek jesteś świetna. Tak jak ja zaczęłaś pisaniem , tyle że ja Fake'a :]. Wielkie GZ.
PS. Looknij na Fake'i , temat "Stało się" :]
Squeez - 09-05-2009 08:51
Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem, kurde naprawdę świetne... brak słów :eek:
Bell. - 09-05-2009 09:29
Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze. Takie to aż motywują do dalszego pisania. <3
@DaNce
Wbiłam tam i skomentowałam. ^^
Guard - 09-05-2009 10:13
Super opowiadanko, napisz dłuższe ;d
Lord_Berserker - 09-05-2009 10:26
Bardzo , bardzo ładne....
Tylko tak dalej ;)
bednielo - 09-05-2009 10:48
Widać, że masz talent. Świetny tekst, brak mi słów.
astapa2 - 09-05-2009 10:59
Naprawdę masz talent, nie zmarnuj go.
Czuje, że będą z Ciebie ludzie ;]
Powodzenia w dalszej twórczości, nie poddawaj się to tylko głupi konkurs;]
Roravaryn kirus - 09-05-2009 19:08
Fajne!SUper możesz byc dla kazdego inspiracją:)
Bell. - 09-05-2009 23:47
@astapa2
Nie poddałam się z powodu przegranej. Każdy musi choć raz przegrać, to normalne. ^^
@up.
Inspiracją? Ale do czego? xd
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbetaki.xlx.pl