Cztery profesje i skarb.
Matiseq - 24-05-2009 20:53
To znowu ja, z moim kolejnym opowiadaniem. Wiem, wiem, od ostatniego dużo czasu minęło, ale nie miałem weny twórczej. Dla nieobeznanych, moje starsze opowiadania:
Gniew Pana OstrzyAnnihilator - piekielne zadanieTeraz startuję do was z nowym, napisanym w lepszym stylu.
http://img32.imageshack.us/img32/345/86282788.pngholerne gobliny! – wykrzyknął zezłoszczony rycerz Marcus – że też musiały zniszczyć wycieczkowy statek w Venore! Akurat dzisiaj, w Boże Narodzenie!
- Taka ich natura… - spokojnie odrzekł paladyn Harry – co roku na Vedze, dochodzi do ich buntu. Kradną Mikołajowi prezenty i próbują zniszczyć wszystkim święta.
- Powinno im jechać równo siekierką po łbach… - burknął Marcus.
- Nie tak drastycznie od razu… - uspokoił rycerza Harry. – Tak w ogóle to mogłeś zmienić zbroję na wigilię, bo jesteś w tej, w której byłeś w Pokoju Annihilator. Cała na środku rozdrapana i lekko zwęglona…
- Daj mi spokój – rzucił szybko Marcus.
Brnęli przez ulice bagiennego Venore. Wysokie zaspy śniegu wydawały się do nie pokonania. Szło im się trudno, gdyż był siarczysty mróz i burza śnieżna. Ubrani w futra (Marcus kozak szedł w zbroi), wełniane czapy, skórzane buty i futrzane spodnie. Ich celem była podziemna świątynia. W taką pogodę nie mogli się teleportować w żadnym innym miejscu niż świątynia.
Rycerz przyśpieszył kroku. Harry poszedł w jego ślady i obaj widzieli już balkon świątyni i niewyraźne sylwetki anielskich posągów. Na balkonie stały cztery portale żywiołowe. Jednak obydwaj szli w kierunku statuy anioła, który stał na środku skrzyżowania dróg, tuż pod balkonem świątyni. Gdy do niego dotarli zauważyli niedaleko schody prowadzące w dół i ruszyli w ich kierunku. Zeszli po nich pośpiesznie. Znaleźli się w trochę cieplejszym pomieszczeniu, obleganym przez zapach ziół. Przy ołtarzu klęczał zakapturzony mnich. Odwrócił głowę w ich stronę. Przywitał ich skinięciem głowy oraz gestem ręki pokazał, żeby mu nie przeszkadzać. Porozglądali się; przy ścianach komnaty stały regały z różnie oprawionymi książkami, jeden ołtarz, przy którym czuwał mnich oraz posąg jakiegoś boga. Salę rozświetlały różne pochodnie i płonące węgle, położone na metalowych stojakach.
- Poczekaj Harry. Współrzędne. To będzie tak… Walting Street, Platynowy Hotel, Thais.
- Marisus mieszka w Platynowym Hotelu?! – zduszonym krzykiem zapytał Harry.
- Tak – odrzekł od razu Marcus.
- Uau! Super będzie zjeść wigilijną kolację w tym hotelu!
- Nie podniecaj się tak, bo Ci oczy wypełzną – powiedział Marcus marszcząc brwi.
Rycerz skupił się i naglę zniknął. Harry z głową w chmurach zauważył to dopiero po chwili. Też zrobiło samo, co jego towarzysz.
Pojawili się przed bardzo dużym, murowanym budynkiem. Marcus stał przed drzwiami i patrzył niecierpliwie na paladyna. Ten otrząsł się po teleportacji i stanął obok przyjaciela. Rycerz westchnął, pokiwał głową, nacisnął srebrną klamkę drzwi hotelu i pchnął je. Od razu uderzyła go fala przyjemnego ciepła. Za nim wszedł Harry i zamknął drzwi. Stali na progu wielkiej Sali, po której biegały małe, ubrane w zielone mundurki gnomy. Po środku sali stała gigantyczna choinka, zdobiona przez różnokolorowe bombki, złote i srebrne łańcuchy i inne świetliste dekoracje. W rogu sali stało dębowe biurko. Szła od niego w stronę nowo przybyłych kobieta… ale raczej anioł. Przynajmniej tak pomyśleli dwaj przyjaciele. Miała długie do pasa, kruczoczarne włosy, piękne szkliste, zielone oczy, obcisłą czerwoną sukienkę i czarne kozaki. Szła z gracją olśniewając także swoją smukłą sylwetką. Gdy podeszła do Marcusa i Harry’ego grzecznie spytała swoim słodkim, cichym głosem.
- Czego panowie sobie życzą?
Marcus szybko otrzeźwiał lecz ukradkiem nadepnął Harry’ego, aby i ten wyszedł z transu, gdyż miał na pół rozwartą gębę z wrażenia. Ten od razu się opamiętał i przyjął dostojną postawę. Marcus uprzejmie zapytał.
- Czy mógłbym się dowiedzieć, w którym pokoju mieszka Sir Marisus de Green Claw?
- A w jakiej sprawie panowie chcecie odwiedzić pana Marisusa? – odpowiedziała kobieta.
- W jakiej sprawie? Przecież dzisiaj wigilia Bożego Narodzenia! Sir Marisus odprawia w swoim apartamencie świętą wieczerzę i jesteśmy na nią zaproszeni.
- Rozumiem – zaczęła kobieta – proszę za mną do biurka.
Ruszyli za nią posłusznie i dotarli do pięknie rzeźbionego, dębowego biurka.
- Imiona, nazwiska i jeżeli są, to proszę też o tytuły i ordery – poprosiła czarnowłosa.
Marcus zaczął.
- Sir Marcus de Golden Legris, honorowy posiadacz Medalu Odwagi i Obrony Pierwszej Klasy, dowódca Zakonu Złotego Legrysa, Czwarty Komandor Wojsk Królewskich Króla Tibianusa III, Odkrywca w Stowarzyszeniu Odkrywców, et cetera, et cetera.
Gdy rycerz skończył, odezwał się Harry.
- Pułkownik Harry z Ab’dendriel, Mistrz Łuczników Dworu Królewskiego, honorowy posiadacz Medalu Odwagi i Obrony Pierwszej Klasy, Odkrywca w Stowarzyszeniu Odkrywców, Pułkownik Piątego Batalionu Paladynów Obronnych, Senior w Zakonie Złotego Legrysa, et cetera, et cetera.
Kobieta patrzyła na nich z rozwartymi ustami i szerokimi oczami.
- P-p-pokój n-numer dz-dzi-dzieś-dziesięć, os-ost-ostatnie p-piętro… - wyjąkała ledwo słyszalnie.
- Dziękujemy bardzo – odrzekł uprzejmie Marcus i ruszył w stronę drewnianych schodów.
- Harry, idziemy! – zawołał przyjaciela, gdyż ten był zajęty oglądaniem wnętrza hotelu.
- Co? Ach, tak, tak, idę już – odparł już trzeźwo.
Wspięli się po drewnianych schodkach i weszli na pierwsze piętro. Był to długi korytarz zdobiony obrazami, girlandami, świecami, wyłożony błyszczącymi panelami. Były w nim trzy, oddalone od siebie ciemne drzwi, ze złotymi cyferkami: dwa, trzy, oraz cztery.
Szli przed siebie, do kolejnych schodów przy okazji podziwiając piękną architekturę i wygląd tego budynku. Weszli na drugie piętro, które prawie niczym nie różniło się od pierwszego. Dotarli do kolejnych schodów i dotarli na ostatnie piętro. Szli powoli patrząc na numerki na drzwiach.
- Osiem… - mruczał Marcus – Dziewięć… Harry, dalej! O. Jest pokój numer dziesięć.
Mosiężna, zrobiona ze złota dziesiątka wisiała na ciemnych drzwiach. Marcus zapukał.
Odpowiedział mu znajomy, lecz stłumiony przez drzwi głos.
- Wchodźcie, wchodźcie!
Rycerz nacisnął srebrną klamkę drzwi i pchnął je. Wszedł do holu z garderobą, wiszącym lustrem, kredensem na buty i lampką u sufitu.
Nowo przybyli zaczęli już ściągać futra i czapy (Marcus ostrożnie ściągnął zbroję), gdy do holu wparował mężczyzną z dłuższą brunatną brodą. Na pierwszy rzut oka Marcus i Harry go nie rozpoznali, ale Marcus zapytał szczerząc zęby ze śmiechu.
- Oswald?
- Tak jakby – odpowiedział brodacz.
- Przecież prawie w ogóle nie miałeś zarostu i nie chciał Ci rosnąć! Jak Ci urosnął taki długi w tak krótkim czasie?
Teraz na scenie pojawiła się kolejna postać, lecz z dłuższą od Oswalda brodą, trochę jaśniejszą od węgla.
- Florentin?! – wykrzyknął Marcus.
Ów ciemno brody uśmiechnął się do rycerza.
- Yhy – odrzekł.
- Co wam się stało? – zapytał rozbawiony Harry.
- Chcieliśmy się trochę… ee… Zmienić – odparł Oswald – Florentin znalazł zaklęcie w książce pożyczonej od Xodet, tutejszego sprzedawcę magicznych przedmiotów. Dzięki niemu mogliśmy zrobić z zarostami co nam się żywnie podobało. Więc ja zażyczyłem sobie dłuższej i brunatnej brody, a Florenrin zmienił jej kolor na ciemny.
Marcus westchnął i pokiwał głową dusząc w sobie śmiech. Sam miał zarost, ale nie aż taki! Był szorstki, lecz nie długi.
- Co, powiedzcie mi jeszcze, że Marisus zapuścił włosy i dotykają mu cholew butów? – zażartował Marcus.
Gdy goście byli już rozebrani, ze swych ocieplających stroi weszli do następnego pomieszczenia za Oswaldem i Florentinem. Był to przedpokój dzielący hol, kuchnie i salon. Wejście do kuchni było naprzeciwko, a do salonu po lewej. Gdy Marcus rozglądał się po wnętrzu, na progu kuchni stanął Marisus, wysoki, umięśniony mężczyzna z lekkim zarostem i burzą brązowych włosów. Marcus wybuchnął śmiechem; Marisus miał na sobie biały fartuch kucharski, rękawice kucharskie oraz ścierkę na szyi
- Na Banora, w co ty się bawisz? – zapytał Marcus otrzepując się ze śmiechu.
- Jak to co? Skoro taka uroczysta kolacja, to nie chcę zamawiać potraw, tylko sam je przyrządzić.
- Marisusie, mam jeszcze bardziej podgrzać tą kaczkę? – spytał Florentin rycerza.
- Nie, jest dobrze, odpocznij sobie – odparł.
Założył Marcusowi rękę na ramie i zaczął rozmowę.
- Więc jak tam Legrysi? – spytał przyjacielsko.
- A dobrze, dobrze. A Pazury? – odparł Marcus.
- Dobrze i zdrowo – odrzekł Marisus z promiennym uśmiechem.
Nagle do nozdrzy Marcusa dopłynął okropny smród spalenizny.
- Marisusie, co tak śmierdzi? – zapytał Marcus przyjaciela.
Marisus pociągnął nosem i rozwarł szeroko oczy. Zdjął swoją rękę z ramienia Marcusa i popędził do kuchni.
- FLORENTIN, KACZKA! – ryknął Marisus przywołując do siebie druida.
Marcus obrócił się w prawo, gdyż zobaczył jakiś ruch. To Florentin szybko wstawał z zielonej kanapy i pędził w stronę kuchni. Do Marcusa podszedł Harry.
- Kiedy zaczynamy? – zapytał paladyn.
- Oj, późno, późno… - odpowiedział Marcus.
Obydwaj usłyszeli krzyk Marisusa.
- Argch! Kaczka spalona! Nie zdatna do jedzenia! Ja pierniczę! Całe dwie godziny roboty przy tym ~~~~~~~~~m ptaku były!
Marcus i Harry przybiegli do kuchni – pomieszczenia z piecem, szafkami, kredensami i dwoma gablotkami. Była pomalowana na beżowo, co zlewało się z meblami.
- Marisusie spokojnie! Zaraz cię w Svargrond usłyszą!
Marisus klął jak najęty.
- Uspokój się Marisusie! Zaraz się tym zajmę! – wykrzyknął Florentin.
Marisus przestał kląć i spojrzał pytająco na druida.
- Co…? Jak…?
- Normalnie. Wytworzę magiczne ciepło na powierzchni kaczki. Dzięki temu będzie znowu dobrze smakować i nie będzie spalona.
- Yy… Dobrze…- odparł Marisus.
Florentin wystawił lewą rękę w stronę kaczki i zamruczał coś pod nosem. Mięso rozświetliło błękitne światło i znikło… razem z mięsem…
- FLORENTIN! – ryczał na druida Marisus i już chciał go udusić.
- Spokojnie! – odkrzyknął Florentin i opuścił rękę.
Kaczka natychmiast się pojawiła, lecz teraz zarumieniona i pachnąca.
- Masz szczęście – rzekł Marisus widząc mięso z powrotem na swoim miejscu.
- Dobra, panowie, wy sobie już w salonie do wigilijnego stołu usiądźcie, ja zajmę się resztą – powiedział głos znikąd.
Wszyscy aż podskoczyli. Nie zdawali sobie sprawy, że przy stole siedział Oswald i czytał gazetę.
- Co? – zapytał ze zdziwieniem.
Wszyscy zdumieni wyszli bez słowa z kuchni do salonu. Przy oknie stał długi, okryty białym obrusem i zdobiony przez świąteczne gałązki drewniany stół. Było tam także pięć krzeseł z jasnego drewna i wszytymi do nich czerwonymi poduszkami. Marisus usiadł na jednym końcu stołu, a Marcus na drugim. Po prawej stronie Marcusa usiadł Florentin, a po lewej Marisusa – Harry. Zaczęło się wspominanie „ starych, dobrych czasów”. Jak to byli w Pokoju Annihilator, jak to zniszczyli Morgarotha, jak to zgładzili Ghazbarana…Nagle usłyszeli dziwny dźwięk, jakby krótki śpiew gołębia. Wtem stół ugiął się pod różnymi potrawami:
Makówka, Moczka, znienawidzona przez wszystkich kaczka, oraz inne świąteczne potrawy.
- Łał! Co to było?! – wykrzyknął podniecony Harry.
- Oswald wykorzystał sztuczkę któr… - zaczął Florentin.
- …Której mnie nauczyłeś – dokończył za niego wchodzący do salonu Oswald.
- Hehe, jestem pod wrażeniem – rzekł Marcus.
Oswald usiadł między Florentinem a Harrym. Wstał Marisus. Jako gospodarz odprawił uroczystą modlitwę. W końcu każdy wziął na talerz wszystkiego po trochu.
Gdy wszyscy się najedli, Marisus wyciągnął z komody pięć opłatków i rozdał każdemu. Wszyscy zaczęli składać sobie życzenia świąteczne.
- A tobie życzę byś…
- I żebyś miał…
Po udanej wieczerzy Marcus, Florentin, Harry i Oswald wzięli się za zbieranie resztek i talerzy.
- Nie, zostawcie to. W nocy gnomy się tym zajmą. Chodźcie teraz lepiej pod choinkę…
- Ach! Prezenty! – pisnął Harry.
- Tak. Każdy ma po równo. Tak jak ustalaliśmy, każdy na każdego się składał.
Po rozpakowaniu pięknych prezentów i po podziękowaniu sobie wszyscy wskoczyli w piżamy i weszli do łóżek poustawianych przy kominku. Gdy każdy był już „ zakopany” pod kołdrą, każdy po kolei zaczynając od Marisusa i kończąc na Oswaldzie zaczęli smacznie chrapać.
Następnego pięknego, pogodnego dnia Marcus obudził się pierwszy ze wszystkich. Wyskoczył z koszuli nocnej i ubrał sweter oraz skórzane spodnie. Otworzył okno w salonie i rozejrzał się po okolicy. Śnieg już nie prószył, zaspy były mniejsze, słońce przygrzewało, a kolędnicy przygrywali przechodniom. Wszędzie wisiały ozdoby Bożonarodzeniowe. Marcus wyszedł z okna i zamknął je. Wszedł do kuchni. Otworzył kredens. Było tam tylko masło i oranżada. Pootwierał resztę. Nie było nic do jedzenia! Wszystko wczoraj zjedli! Marcus nie zwlekał. Wyszedł do holu, narzucił płaszcz Oswalda, wziął trochę złota oraz kosz i wyszedł z apartamentu cicho zamykając za sobą drzwi. Zszedł na sam dół hotelu. Małe gnomy smacznie chrapały pod choinką. Marcus podbiegł po cichu do drzwi wyjściowych i otworzył je. Na dworze, było zimniej, ale przyjemnie. Rycerz zamknął za sobą drzwi i ruszył w kierunku depozytu. Szedł kamienistą drogą mijając domy, sklepy, motele i inne budynki. Zauroczony architekturą Walting Street nawet nie zauważył, jak szybko doszedł do depozytu – kamienistego, dwupiętrowego budynku. Marcus mijając go, zobaczył małą grupkę handlujących ludzi. Zaczęli się kłócić. W końcu jeden drugiego uderzył. Ten upadł a z nosa leciała mu krew. Marcus ruszył w jego stronę, lecz wyprzedził go inny mężczyzna; okuty w srebrno-czarną zbroję i takie same nogawice. Był bez hełmu. Na plecach miał… „ Nie! To nie możliwe!” pomyślał Marcus, gdyż na plecach ów człowieka zobaczył miecz Avenger i tarczę dowódcy Rycerzy Koszmaru. „ Przecież to nie może być… nie…”.
- Dlaczego go uderzyłeś? – zapytał ów mężczyzna.
Ten już chciał odrzec jakimś sarkazmem, lecz gdy spojrzał w twarz pytającego, cofnął się i przestraszył. Wyciągnął zza pazuchy nóż i atakował nim mężczyznę. Ten robił niezwykle zwinne uniki. W końcu złapał nóż w czasie uderzenia i wykręcił banicie rękę. Bandyta wypuścił nóż na ziemię. Spojrzał czarno zbrojnemu w oczy i już chciał uderzyć gołą pięścią, lecz ów rycerz był szybszy. Bez żadnych uczuć uderzył banitę w prawe ucho. Marcus zamknął oczy, gdyż ten widok był przerażający – głowa bandyty z okropnym chrupnięciem poleciała w lewą stronę. Wtedy zabójca bandyty odwrócił głowę w stronę Marcusa. Jego oczy błysnęły i zniknął. Teraz Marcus był na sto procent pewny kogo właśnie widział – legendę tego świata, dowódcę najsławniejszego na świecie zakonu, posiadacza legendarnego Avengera – Knightmare. Marcus podniecony faktem, że widział Knightmare szedł przed siebie i nawet nie zauważył, gdy doszedł do ceglanego budynku – karczmy Froda. Popchnął drzwi bez klamki i wszedł do ładnie udekorowanego budynku. Wszędzie stały stoły i krzesła oraz wisiały ozdoby świąteczne. Niedaleko była lada a przy niej barman Frodo. Akurat szorował szklanki. Marcus podszedł do lasy i przywitał się.
-Dobry.
- Jak dla kogo… - odparł barman – wczoraj była tu gwardia królewska. Sprzątania było w h… znaczy się dużo…
- Życie jest brutalne – zaczął Marcus – ale przyszedłem kupić trochę jadła na wynos.
- Jasne, do wyboru do koloru… - burknął Frodo.
- Dobra więc tak… Piętnaście bułeczek, trzy bochenki chleba, 1kg szynki, siedem jabłek, 1kg sera, siedem butelek z wodą, trzy z winem, dziewięć rybek, kurczak.
- O kurczę… Zaraz przynoszę – pisnął barman.
Po chwili przyszedł ciągnąc pięć, ciężkich worków. Położył je na ladzie.
- Ile płacę? – spytał Marcus.
- Rachunek – rzekł Frodo kładąc przed Markusem świstek pożółkłego papieru.
Marcus przeczytał te bazgroły wypisane na papierze, wyciągnął sakiewkę i wysypał odliczoną sumę. Frodo zgarnął monety i schował. Marcus pożegnał się i wyszedł z karczmy.
Zakupy były ciężkie. Rycerz się trochę pod ich ciężarem uginał, ale szedł pewnie Walting Street. Na jego nie szczęście po paru minutach poślizgnął się w kałuży oleju. Gdy klnąc pod nosem chciał wstać, coś przykuło jego uwagę; spróchniała kartka, leżąca na mokrej trawie. Marcus podniósł ją i przyjrzał się. Była to z pewnością kartka z jakiejś starej książki. Cała była zapisana. Marcus przeczytał ją.
„ Jest wiele dziwnych zjawisk w naszym świecie, które zostały opisane, a jeszcze więcej tych nieopisanych. Legenda o nagrodzie dla zorganizowanej drużyny od wieków krąży po kontynencie, wielu jest świadków jak i uczestników. Legenda, Bogowie jedni wiedzą, ile w niej prawdy, głosi, że niedaleko tamtego miejsca czterech zorganizowanych pieszych: dzielny rycerz, zręczny paladyn, mądry druid i potężny czarodziej, o nieznanych imionach stoczyło ostatni bój ich życia. Walka ta odmieniła losy naszego świata, zamykając drogę legionom demonów. Ciekawa opowieść, tym bardziej, że zjawisko, o którym chcę tu napisać jest równie ciekawie wytłumaczone. Otóż podobno nagromadzona energia magiczna, lub interwencja Bóstw spowodowała powstanie małej świątyni, na cześć tych wojowników. Według legendy, każdy kto przyjdzie do tego miejsca, będąc gotowym może tam wejść i zyskać skarby. Jest jednak "ale". Potrzebne są cztery osoby, reprezentujące cztery powołania, tak, jak było to z legendarnymi śmiałkami. Dodatkowo, aby uruchomić magiczny mechanizm należy poświęcić przedmioty. Rycerz składa swój ulubiony oręż, paladyn oddaje broń, która czyni go tak silnym, druid - symbol sił przyrody, czarodziej zaś - ważną dla niego księgę. Dodatkowo wejście do tej świątyni znajduje się na niebezpiecznej pustyni, a droga w głąb ziemi, gdzie znajduje się ołtarz, jest bardzo niebezpieczna i zawiła - oprócz głównej drogi można spotkać odnogi prowadzące do pułapek pełnych plugawych stworzeń, które nie wylały się na powierzchnie dzięki legendarnej drużynie. Ile w tym prawdy? Sam nie wiem, ale w końcu wszyscy się dowiemy.”Rycerz zdumiał się. Nigdy nie widział czegoś podobnego. Idąc rozmyślał – musi o tym powiedzieć Marisusowi i reszcie. Nagle uderzył w coś twardego głową. Znowu głośno zaklął i spojrzał na winowajcę uderzenia. Była to ściana Platynowego Hotelu. Tak to jest – głowa w chmurach i nawet się nie obejrzysz, a już jesteś u celu. Marcus podszedł do drzwi i wszedł do sali wejściowej. Wbiegł na schody, a później na samą górę. Po cichu otworzył drzwi pokoju numer dziesięć i rozejrzał się; Florentin już się budził.
- Cześć Florentin – szepnął Marcus.
- Dzieeeeeeń dobry – ziewnął druid – gdzie byłeś Marcusie?
- Na zakupach – powiedział rycerz wskazując mu ciężkie worki.
- Aha – odparł Florentin.
- Obudź resztę na śniadanie – rzekł Marcus i poszedł do kuchni je przyrządzić. Położył worki na stole, wyciągnął nóż i talerze. Później wyciągnął z worków jeden bochen chleba, szynkę, ser i bułki. Pokroił ser oraz szynkę na plasterki, pokroił pół bochenka na kromki, oraz przeciął pięć bułek. Wyciągnął z kredensu masło oraz tackę i wszystko na niej położył. Gdy wszedł z jedzeniem do salonu wszyscy byli już ubrani i wyspani. Marcus położył śniadanie na stole i zaprosił wszystkich do jedzenia. Usiedli na krzesłach i zaczęli jeść. Kiedy wszyscy najedli się do syta, Marcus wyciągnął karteczkę znalezioną na ulicy. Pokazał ją wszystkim. Marisus zaczął rozmowę.
- No cóż… Kiedyś o tym słyszałem. Podobno jest tam skarb, lecz nie duży. Ale sam fakt odnalezienia go, jest czymś wielkim.
- Cztery profesję… Może być problem – mruknął Harry.
- Nie będzie go – zaczął Oswald – ja i Marisus płyniemy dzisiaj na Edron na obrady z Danielem Steelsoulem.
- Hmm, no dobrze, ale Wy mówicie, jakby to wszystko istniało, a to podobno tylko legenda lub nawet bajka – rzekł Marisus.
- W każdej bajce jest ziarnko prawdy. A w tej może nawet cały plon – zacytował Marcus.
- No dobrze, załóżmy że to istnieje. Ale w tym jest mowa o pustyni. Na kontynencie są tylko dwie: Jakundaf oraz Kha’labal. Ten ołtarz może być tam albo tam.
- Przepraszam Marisus, że się tak wyrażę, ale w tamtych czasach „ nasi” gówno wiedzieli o Kha’labal – powiedział Marcus.
- Też fakt. To co masz zamiar zrobić? – zapytał Marisus.
- Po pierwsze to znaleźć maga. Harry, Florentin, mam nadzieję, że pójdziecie.
- Pewnie! – krzyknęli chórem.
- Wyślę list do Erenesusa, maga z mojego zakonu – powiedział Marcus.
- A gdzie i kiedy się spotykamy? – zapytał Florentin.
- Hmm… Teraz jest 11:00 czyli… o 13:00 na moście, na fosie otaczającej Thais – odparł Marcus.
- Co będzie potrzebne? – spytał Harry.
- No cóż, według tego świstka to: kusza, jabłko, księga czarów, oraz miecz. Czyli Ty Harry, przynosisz kuszę, Florentin jabłko, ja miecz, a Erenesus księgę.
- Rozumiem. To my z Florentinem idziemy załatwić liny, łopaty, kilofy oraz inne narzędzia.
- Świetnie. Ja napiszę list do Erenesusa – odpowiedział Marcus.
Harry i Florenrin wyszli z apartamentu. Marisus i Oswald usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać. Marcus wziął atrament, pióro, papier i kopertę i zaczął pisać.
Po napisaniu włożył go do koperty bez adresowania. Wziął kopertę i położył ją na rękę. Powiedział:
- Mail’us Erenesus!
List z zawrotną szybkością wyleciał przez okno do swojego odbiorcy.
Po godzinie do Marcusa przyleciała odpowiedź, w której Erenesus napisał, że przybędzie za pół godziny. „ Hmm, akurat jest 12:15, czyli będzie tu w porę” pomyślał Marcus. Nagle z holu doszedł do niego głos Marisusa.
- Marcusie, wychodzimy!
- Jasne, cześć! – odkrzyknął Marcus.
Mijał czas. Marcus leżał na kanapie. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Wstał szybko i wbiegł do holu. Otworzył drzwi. Na progu stał mężczyzna ogolony na łyso, w wysokiej tiarze maga, długim srebrno niebieskim płaszczu oraz bardzo krótkiej kasztanowej brodzie, bez wąsa.
- Witaj Marcusie! – przywitał się mężczyzna.
- Witaj Erenesusie! – odpowiedział z uśmiechem Marcus.
- Pójdę tylko po rzeczy i możemy iść – dodał rycerz.
- Jasne, czekam – odparł mag.
Marcus wbiegł szybko do salonu, wziął swój brunatny plecak i resztę. Wziął kluczyk do apartamentu i poszedł do holu. Wyszedł na korytarz i zamknął drzwi na klucz. Razem z Erenesusem zszedł po schodach na parter, wyszedł z hotelu i przemówił.
- Hmm… Jest w miarę pogoda, więc można się teleportować tutaj.
- Yhy – odparł Erenesus.
Marcus zamknął oczy i posunął się w nicość.
Po sekundzie pojawił się w rzeczywistości. Rycerz razem z magiem stali już na moście.
- Co tak długo? – zapytał ktoś za nimi.
Był to Florentin. Obok niego stał paladyn Harry.
Marcus już chciał coś powiedzieć, lecz Erenesus go wyprzedził.
- Miałem małe kłopoty z transportem.
- Dobra. Marcusie, co wiemy? – spytał druid.
- Ołtarz jest ukryty głęboko pod pustynią Jakundaf. Aby go znaleźć trzeba przejść przez liczne tunele i korytarze. Do tego jest tam mnóstwo pułapek.
Harry wzdrygnął się.
- Bez paniki, jakoś damy radę Harry – pocieszył paladyna rycerz.
- Wiemy gdzie jest wejście do tych podziemi? – spytał Florentin.
- Gdzieś po środku pustyni – odparł Marcus.
- Czyli teleportujemy się na współrzędne…? – zapytał Harry.
- Mm… Północny początek pustyni Jakundaf – odparł rycerz.
I znowu Marcus zamknął oczy i osunął się w nicość.
Upadł na mokry od śniegu piasek. Otworzył oczy i rozejrzał się po okolicy. Obok jego pojawili się nagle Erenesus, Harry i Florentin. Wstali otrzepali się z piasku i tak jak Marcus porozglądali. Wtem Marcus zauważył w mokrych zaroślach bujną grzywę lwa. Rycerz wyciągnął nóż. Lew już chciał skoczyć, lecz Marcus go uprzedził. Rzucił nożem, który rozciął gardło drapieżnika.
- Marcusie, idziemy przed siebie? – spytał Erenesus.
- Tak – odparł rycerz.
- A tak w ogóle, to czego mamy wypatrywać? – zapytał Florentin.
- Ruin. Ruin obtoczonych przez żywioły – odrzekł Marcus.
Tak więc ruszyli przed siebie niepewnym krokiem. Piach był twardy, dzięki czemu łatwo się szło. Marcus ciągle patrzył na kompas, aby nie zboczyć z kursu. Po chwili wędrówki kompas zaczął szaleć.
- Już nie daleko! Kompas zaczyna mi wariować, czyli gdzieś blisko jest duże skupisko energii!
Przyśpieszyli kroku. W odległości dziesięciu – piętnastu metrów majaczyły jakieś ściany. Marcus dał się ponieść. Biegł szybko jak wiatr. Za nim gonili przyjaciele. Nagle kompas Marcusa pęknął. Rycerz upuścił go i wbiegł w ruiny. Były otoczone ogniem, energią, trucizną i innymi żywiołami. Marcus podczas biegu zmęczył się, więc teraz brał głębokie oddechy. Dobiegła reszta drużyny.
- Marcusie, co teraz? – spytał Erenesus.
- Trzeba poszukać zasypanej dziury i ją odkopać. Łopaty w dłoń! – odparł Marcus.
Jak powiedział, tak zrobili. Wszędzie szukali ów dziury. W końcu do reszty ekipy dobiegł krzyk Harry’ego.
- Mam! Znalazłem ją!
Reszta popędziła w stronę głosu. Wszyscy zatrzymali się przed Harrym, który pokazywał palcem zasypaną dziurę. Zaczęli kopać. Dosłownie po dwóch minutach mieli już otwór o średnicy jednego metra.
- Powodzenia – rzucił wszystkim Marcus i wskoczył do dziury.
Upadł na popękane kafle. Wstał i zawołał resztę. Po chwili cała drużyna była w podziemi. Znaleźli się w krótkim korytarzu. Na jego końcu była kolejna, tym razem otwarta dziura. Zszedł do niej. Znalazł się w ciasnym pomieszczeniu z kolejną dziurą. Zszedł do niej. Znowu ciasne pomieszczenie z dziurą! Wskoczył do niej. Te ciasne pomieszczenia ciągnęły się pięć poziomów w dół. Wreszcie wskoczył do ostatniej i wpadł już do szerokiej komnaty pełnej pająków. Rozdeptał ja i czekał na resztę przyjaciół. Gdy już się pojawili, ruszył razem z nimi na północ. Dotarli do rozwidlenia dróg. Poszli w prawo. Kolejne rozwidlenie. Znowu ruszyli w prawo. Szli, szli, aż usłyszeli świst. Marcus w ostatniej chwili zasłonił tarczą grad strzał.
- O kurde, Marcus, żyjesz? – zapytał przerażony druid.
- Tak. To była pierwsza pułapka, trzeba uważać – odpowiedział rycerz.
Ruszyli dalej. Doszli do kolejnego rozwidlenia. Erenesus już chciał ruszyć w lewo, lecz Marcus powstrzymał go.
- Nie. Czuję tam zapach siarki. To nie tam – ostrzegł maga.
Więc skręcili w prawo i szli dalej. Dotarli do drabiny, prowadzącej w górę. Weszli po niej i znaleźli się w kolejnym korytarzu. Ruszyli przed siebie. Nagle Marcus usłyszał dziwny dźwięk, jakby osuwanie się skał. Nagle ze ściany, która była niedaleko, wystrzelił długi kamień, z ostrym jak nóż końcem. Rycerz szybko zareagował.
- PADNIJ!
Wszyscy upadli na ziemię, lecz zdezorientowany Florentin „ zaspał „. Kamień wbił się w jego lewą pierś. Oczy stanęły mu w słup, z rany pocieknął strumyczek krwi i upadł na ziemię.
- FLORENTIN! NIEEE! – zawył Marcus.
Podbiegł do druida i uklęknął przy nim. Reszta poszła w jego ślady. Rycerz chwycił zaostrzony kamień i wyjął go z piersi druida. Potrząsnął nim. Florentin nie dawał znaków życia.
- FLORENTIN! PROSZĘ CIĘ! OŻYYYJ! – ryczał Marcus.
- Nie ożyje, umarł – rozległ się jakiś głos za plecami rycerza.
Marcus natychmiastowo odwrócił się w jego stronę. Stała tam postać okuta w czarno srebrną zbroję.
- Knightmare? – zapytał zdziwiony Marcus – co ty tu robisz?
- Szczerze mówiąc, to śledzę cię – odparł Knightmare.
- Czemu?
- Zainspirowałeś mnie. Twoje wyczyny, osiągnięcia, musiałem cię lepiej poznać – wytłumaczył.
- Dobra, koniec o tym – powiedział Marcus i odwrócił wzrok w stronę ciała Florentina – och, Florentin… - z jego oczu popłynęły łzy.
- Co teraz? Nie wyjdziemy stąd, bez druida! – lamentował Marcus.
- Nie chcę być nieskromny Marcusie, ale moja moc jest tak potężna, że mogę być każdą profesją, więc… - powiedział Knightmare.
- Tak..? To dobrze… Ale co z ciałem Florentina? – spytał rycerz.
Knightmare machnął ręką. Ciało druida zniknęło.
- Co zrobiłeś? – zapytał znowu Marcus.
- Wysłałem je do jego domu – odpowiedział.
- Dobrze… Ruszajmy dalej – powiedział Marcus.
Ruszyli przed siebie, nie skręcając w inne korytarze. Napotkali kolejną drabinę. Weszli po niej i znaleźli się w kolejnym korytarzu.
- Widziałem mapę tych podziemi – zaczął Knightmare – teraz trzeba iść cały czas przed siebie, nie ma tu żadnych dodatkowych korytarzy.
Aby skrócić wędrówkę, zaczęli biec. Marcus słyszał za sobą żałobne popłakiwania Erenesusa i Harry’ego. Po chwili dotarli do kolejnej drabiny, znowu prowadzącej w górę.
- Uwaga, teraz będzie bardzo dużo dodatkowych korytarzy – ostrzegł wszystkich Knightmare.
Weszli po drabinie. Pojawili się w kolejnym korytarzu. Zaczęli iść przed siebie, gdy nagle Knightmare ich zatrzymał.
- Oszczędźmy sobie tej długiej wędrówki. Teleportuję się razem z wami do najbliższego drewna, czyli drabiny. Złapcie się za moje ręce. Wszyscy chwycili ręce Knightmare. „ On chyba ma mięśnie ze stali!” pomyślał Marcus. Rycerz znowu poczuł to – osunął się w nicość.
Pojawili się przed drabiną. Każdy z osobna po niej wszedł. Znaleźli się w pomieszczeniu z drzwiami z ciemnego drewna, zdobionymi wyblakłym złotem.
- Jesteśmy… - wyszeptał Marcus. Nie było ogólnej euforii, gdyż śmierć Florentina wszystkich przygnębiła.
Marcus nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Reszta weszła za nim. Znaleźli się w wąskim korytarzu. Przeszli parę kroków i znaleźli to czego szukali – ołtarz profesji.
Porozglądali się. Cały ołtarz był wyłożony kafelkami. Stały też porozmieszczane po całej sali paleniska ofiarne i zapadnie. Przy głównym, północnym palenisku była także dźwignia. Każdy stanął na odpowiedniej zapadni i położył swoją rzecz.
- Knightmare, zaczekaj, nie masz jabł… - zaczął Marcus.
- Exevo Pan – mruknął Knightmare, a w jego ręce pojawiło się czerwone jabłko.
- Co? – spytał Knightmare.
- Yy, nic już – odparł speszony rycerz.
Gdy już wszyscy stanęli na zapadniach i położyli ofiary na paleniskach, Harry pociągnął dźwignię. I Marcus po raz któryś z rzędu osunął się w nicość.
Pojawili się w małej komnacie z dwoma skrzynkami. Naprzeciw były magiczne schody „ wejdziesz po nich, to nie wrócisz”. Marcus podszedł do jednej ze skrzynek i wyciągnął sto platynowych monet. Harry otworzył drugą i wyciągnął zielony worek. Podał wór Markusowi. Ten otworzył go i wyjął następujące przedmioty: krzyżyk, różdżka dająca światło oraz pierścień leczenia.
- Ja mam pomysł, co do tych pieniędzy, ale najpierw… Knightmare! Jaką część pieniędzy chcesz? – spytał Marcus.
- Co? Ja? Mi one nie potrzebne – odparł zdziwiony Knightmare.
- No dobrze. Harry, Erenesusie – co powiecie na to, żeby dać te pieniądze krewnym Florentina, jako wynagrodzenie? – zapytał Marcus.
- Ja się zgadzam – odparł paladyn.
- I ja też – odpowiedział mag.
- Yhy, czyli ustalone… - mruknął Marcus.
- Lepiej wyjdźmy już z tych piekielnych podziemi – zaproponował Knightmare.
Wszyscy się na tą propozycję zgodzili. Pozbierali się i ruszyli w stronę schodów
A teraz coś dodatkowego ; )
http://img32.imageshack.us/img32/4331/fsr.pngTylko proszę nie myśleć, ze te puchary, to samoocena! Wzorowałem się na liczbie gwiazdek poprzednich opowiadań.
http://img190.imageshack.us/i/49367707.mp4/
mileeeq - 24-05-2009 20:56
Jest, Matiseq ! Tak długo czekałem na twoją opowieść =] , zabieram się do czytania. :)
Squeez - 24-05-2009 21:26
"Choli sziet" ale mnie wciągnęło, postarałeś się, gratulację, pisz więcej :)
Bell. - 24-05-2009 21:27
Teraz możesz poczuć się dumny, bo wśród tej całej "twórczości" na tej forum, tylko kilka opowiadań mi się podobało. Z natury patrzę krytycznym okiem na pisaninę, więc...
Twoje opowiadanie mnie wciągnęło i przyznam:
podobało mi się. ;D
Pawelvk - 24-05-2009 21:35
Po wcześniejszych myślałem że nie napiszesz lepiej...
Widzę że jednak dałeś radę Gratuluję!!!
Szkoda mi Florentina:(:(:(:(:(
Matiseq - 24-05-2009 21:38
Po wcześniejszych myślałem że nie napiszesz lepiej...
Widzę że jednak dałeś radę Gratuluję!!!
Szkoda mi Florentina:(:(:(:(:(
Mnie też, ale chciałem do ich grupy wcisnąć Knightmare'a, a co za dużo, to nie zdrowo.
Przylepa Druid - 24-05-2009 21:39
100000000/100000000
Nie czytałem całego ALE FAJNE JEST NA 100%!
danio_155 - 24-05-2009 21:49
Ciekawe bardzo mnie wciągnęło 5/5
Bydle - 24-05-2009 22:19
WyMiAtAsZ:D czekam na twoje kolejne dzieła
Ikas - 24-05-2009 22:31
Gratulacje ":)
Hakashi - 24-05-2009 22:45
100000000/100000000
Nie czytałem całego ALE FAJNE JEST NA 100%!
Omg, bez obrazy ale ten post jest dziwny (noobski?)
Co do opowiadania, bardzo dobre, chociaż za mało trochę dynamizmu... Jednak nie można mieć zastrzeżeń, i po prostu jest świetne! :eek:
kubi_95 - 24-05-2009 23:00
no nareszcie ktoś napisał Dłuuuuuuuuuuuuugie,interesujące opowiadanie,niema się do czego przyczepić.....
6+
Gratulations Matiseq GREAT JOB!
bednielo - 24-05-2009 23:10
Hura, jest w końcu opowiadanie. Nareszcie koniec nudy na forum.
@edit
Świetne opowiadanie, aż chce się czytać. 11/10
Tylko popraw ten błąd
Powinno być Xodeta.
Foltos - 24-05-2009 23:24
bardzo dobre te opowiadanie gratz
Em'Aka Ka - 24-05-2009 23:39
Naprawdę Świetne!! :D pisz więcej błagam! <uzależniony> xD!! ;*
Pitrosk - 24-05-2009 23:54
bardzo fajne :)
ale myślałem że Knightmare ożywi Florentina :(
Fytas - 25-05-2009 07:43
Przeczytałem polowe. Dokończę po przyjściu ze szkoły ;p
shaven - 25-05-2009 08:17
nonoo mi sie podoba :) fajne ;]
ogólnie lubie fantastyke ;d
Matiseq - 25-05-2009 14:09
bardzo fajne :)
ale myślałem że Knightmare ożywi Florentina :(
Uwierz mi, on umie prawie wszystko, lecz nie przywracać do życia zmarłych.
Ciekawostka. Florentin zginął tutaj:
http://img195.imageshack.us/img195/1633/mier.pngCzerwone miejsce, to miejsce jego śmierci, a zielone to miejsce wystrzału zabójczego kamienia.
Peterziom - 25-05-2009 14:48
Mnie też, ale chciałem do ich grupy wcisnąć Knightmare'a, a co za dużo, to nie zdrowo.
To nie mogłeś zabić harrego zamiast florentina???:mad::mad:
Tak ogulnie to 9/10:( starsze części były lepsze.Ale wiem dlaczego bo zawsze 1 i 2 część jest najlepsza ale co do drugiej to nie zawsze:)
Justynka - 25-05-2009 15:02
Bardzo wciągające :) Talentu Ci nie brak chłopcze ; )
Zuy Czuowiek - 25-05-2009 16:50
Czytając to mam wrażenie że bardzo nudzi Ci się w domu. :P
Ale to dobrze, bo przynajmniej nie dajesz nudzić się użyszkodnikom tego forum. :>
Matiseq - 25-05-2009 19:39
To nie mogłeś zabić harrego zamiast florentina???:mad::mad:
Tak ogulnie to 9/10:( starsze części były lepsze.Ale wiem dlaczego bo zawsze 1 i 2 część jest najlepsza ale co do drugiej to nie zawsze:)
Harry to paladyn, więc ten kamień najwyżej przeszyłby mu zbroję, a Florentin był w lekkim stroju maga, to wiesz...
@Zuy Czuowiek
Nie, nie nudzi, ale obiecałem wszystkim kolejną część. Teraz też obiecuję, lecz uprzedzam - robię sobie małą przerwę!
@Justynka
Takie miało być :P.
@Down
Teraz akurat pracuję nad fake'iem, który wyjaśnia początki Knightmare'a.
oskar1121 - 26-05-2009 22:44
Dopatrzyłem się kilka literówek, których teraz nie będę szukać, bo za dużo tekstu ;o
Gdybyś napisał "Genezę" to byłoby super i mógłbyś zrobić z tego powieść (czyt. złożyć w całość i dać jako książkę).
Miło się czyta, język przejrzysty, zrozumiały. Sceneria ładnie i czytelnie opisana. Wiadomo co się w danym momencie dzieje i w łatwy sposób można to sobie wyobrazić. Mogłeś przedłużyć ich wędrówkę przez te podziemia, a tak poszedłeś na łatwiznę i postanowiłeś "wkleić" Knightmare'a co było złym posunięciem.
Za język, scenografię i zrozumiałość daję 8.5/10
blindplayer1 - 30-06-2009 16:18
Nieźle się napracowałeś!
Kalafior - 30-06-2009 16:46
- Jak dla kogo… - odparł barman – wczoraj była tu gwardia królewska. Sprzątania było w h… znaczy się dużo…
Szacun xD
Cracker - 30-06-2009 19:41
Wciągające, jakbym czytał jakąś fantastyczną książke :D
Sebeq69 - 01-07-2009 14:41
To opowiadanie jest dłuższe niż "Antygona" Sofoklesa xDD
Świetne opowiadanie bardzo wciągające
Kotek - 01-07-2009 17:06
Bardzo wciągające i ciekawe opowiadanie, widać, że masz talent, oby więcej takich :)
10/10
Magiczne zelazko - 01-07-2009 19:14
Nowy poeta się nam szykuje
xD niezłe opowiadanie
Ziomek Z Honery - 01-07-2009 21:17
gz masz talent może będziesz autorem wielu ciekawych książek ? :D xD(ja chcem więcej !!!!!!!!!!!111111111111)
Fire Lord Mag - 01-07-2009 22:59
matiseq ...... zaskoczyles mnie milo ;) masz 11 lat i piszesz bardzo ciekawe i dobre opowiadania naprawde masz do tego talent ale szkoda mi Florentina :(
ale Knightmare dobry kolo ;] naprawde masz do tego zylke ;]:):)
Desman - 02-07-2009 12:40
@up
Co do jego wieku i tego jak pisze, to wyjąłeś mi to z ust :>
@topic
Mnie się osobiście fajnie czytało. KIlka takich błędów.
Nie powinno być "a" ?
Takie małe nidomówienie :> Powinno być "e".
Ah, i przydałby się ENTER na końcu tego świstku.
Za mało coś tego :P. GRATULUJE :D Świetna praca ; ].
Mystick - 02-07-2009 13:14
talent ^^ 10/10 Zrób opowiadanie o powstaniu carlin ^^
zielo21 - 02-07-2009 14:20
5/5 opowiadanie wyśmienite jednak szkoda Florentina : |
Pan Ogórek - 04-07-2009 14:21
Matiseq wymiatasz!!!!!
__
/
/ a~~~iste opowiadanie
---
P.S
\/
SOOR|
P.S 2
nie wiem czy zlamalem zasady czy nie xd.:eek:
Imagarmek - 05-07-2009 11:44
Ty to jest swietne naprawde mnie wciagnelo wiecej takich opowiadan pisz
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbetaki.xlx.pl