[Opowiadanie] O smoku
Radix - 29-03-2010 15:47
O smoku
Smok otworzył swą paszczę i ziewnął wypuszczając szary dymek z nozdrzy. Zaspanymi oczyma rozejrzał się po grocie. Kamienne ściany gdzieniegdzie były zdobione czerwienią, tu i ówdzie leżały jakieś zbroje niedoszłych rycerzy. Na niektórych pancerzach zdążyła się już osadzić rdza. Wyszczerbione miecze, pęknięte tarcze. Można było nawet dostrzec kawałki kobiecych łaszków. Stwór poklepał się po brzuchu, który od pewnego czasu domagał się czegoś do jedzenia. Przy wyjściu z jamy promienie słoneczne oświetlały postać w luźnych szatach z kapturem. Drapała się kosą po kościstych plecach.
- Od jak dawna czekasz? - zapytał smok.
- Ilu dzisiaj? - spytał Śmierć nie zważając na wcześniejsze pytanie. - Wiesz, żona patrzy mi przez kości i teraz ona pilnuje interesu.
Smok spoglądnął na brzuch i odparł:
- Mniej jak stu się nie spodziewaj.
***
Dzień był dość słoneczny, ale dla króla Henryka jednak zbyt jasny. Kolejny dzień z rzędu - ilu ludzi dzisiaj pochowam, a raczej to, co z nich raczy zostawić plugawy smok. Władca był wyraźnie załamany. Jedyną osobą w królestwie, którą cieszyła obecna sytuacja, był grabarz. Zawsze wiedział ile trumien szykować i kiedy. Zupełnie jakby dostawał te informacje od samej Śmierci.
- Ech... - westchnął ciężko Henryk. - Cóż mam począć? Powiedz mi.
- Najmij kogoś, by smoka ubił. - Królowa wyłoniła się nagle z sąsiedniej komnaty.
- Myślisz, że nie próbowałem? Rycerze, łowcy smoków, najemnicy, wiedźmini - zaczął wyliczać król. - Wynająłem nawet szewczyka, który wymyślił, by dać smoku owce z siarką.
- I co?
- I nic. Smok beknął, a z szewczyka został tylko popiół. - Król skrył twarz w dłoniach i zaczął płakać.
Królowa przysiadła obok, objęła męża i szepnęła mu do ucha:
- Nie możesz ronić łez. Twoi poddani już bez tego zaczynają plotkować o twojej nieporadności. Musisz pokazać, że się smoka nie boisz.
- Ale Katarzyno, cóż mam począć?
- Znam pewnego męża, który mógłby dać radę stworowi - szeptała. - On nie zawiedzie jak poprzednicy.
- A któż to taki? - Henryk wyprostował się i spojrzał królowej w oczy.
- Zwą go Karol Krótkobrody. Karzeł, który załatwi ten problem za nas.
- Dobrze zatem. Sprowadźmy go. Posłaniec!
***
Smok ze znudzeniem leciał ponad lasem. Leciał, bo pomimo okropnego lenistwa nie chciało mu się przedzierać przez te wszystkie kłujące krzaczki. Oblizał się łapczywie, gdy dostrzegł dym z kominów i przyspieszył lotu. Opadł ciężko na ziemię w środku osady. Tumanom kurzu, które wzbił, towarzyszyły krzyki i plątanina przekąsek, które uciekały w prawo i lewo. Skrzydlaty zrobił grymas myśliciela, podrapał się pazurem po łbie. Drugą zaś łapą wyliczał pośród mieszkańców. Nie liczył długo. Zgarnął z sześciu wieśniaków i podrzucił ich sobie jak czekoladowe słodycze. Po chwili było słychać już tylko mlaskanie. Gdy stał tak na głównym placu i oblizywał się po świeżym, acz mniej smacznym niż wczoraj, mięsku, zaczął czuć dziwne kłucie w kostkach. Jacyś odważni weterani wojenni postanowili stawić czoła bestii. Szkoda tylko, że ich broń nic nie mogła zdziałać.
***
Posiłek był krwisty, ale dosyć żylasty. Mimo to królowi Henrykowi smakowały potrawy nowego kucharza. Wyśmienicie przyprawione, jeszcze wyśmieniciej ozdobione.
- A więc, Katarzyno - zaczął mówić, a resztki jedzenia poruszały się wraz z jego brodą. - Powiadasz, że ten Karol jest taki nadzwyczajny?
- Tak, kochanie. - królowa nie zwykła jadać w obecności męża. Sam widok jak żywi się ta świnia był wystarczającym niesmakiem, który gasił głód największych obżartuchów. - Jego sława jest bardzo znana w twym królestwie. Jego przybycie odbuduje twoją pozycję i ufność ludzi.
Sama Katarzyna była dość ciekawą postacią. Niby cicha, szara myszka, ale tak naprawdę to ona pociągała za odpowiednie sznurki i podobno nie tylko za nie. Tak przynajmniej mawiają ludzie. Henryk jest zbyt głupi, zbyt samolubny i zbyt brzydki by rządzić tak obszernym królestwem.
- Ten smok znów zaatakował. Jego ślina spaliła kilka sporych domostw, pożarł przeszło setkę ludzi, a pierdnięciem zdmuchnął moją najlepszą jazdę! - Król przy tych słowach wymachiwał nogą kurczaka jak jakimś mieczem. - Kiedy przyjedzie ten twój zakichany karzeł?
- Już wkrótce - odparła. - Już wkrótce...
***
Przez szum lejącego deszczu przeszywało się dudnienie kopyt, a w ciemności można było dostrzec tylko jeden zlepiony szary kontur przemieszczający się polną ścieżką. Głośne walenie w drzwi zbudziło strażnika. Wstał leniwie, chwycił pęk kluczy, rzucił krótkie "idę" i skierował się do bramy. Odchylił wizjer, spojrzał i nikogo nie dostrzegł. Zaklął pod nosem myśląc, że to kolejne wygłupy tych durnych wiejskich dzieciaków. Przeciągnął się idąc z powrotem do swej stróżówki. Gdy ziewał, do jego uszu znów dobiegło uporczywe walenie w drzwi, tym razem głośniejsze. Po raz kolejny odsłonił wizjer i po raz kolejny jego zaspane oczy nie dostrzegły żywej duszy.
- Pieprzone dzieciaki! Niech no ja was dorwę! - krzyczał. - Dałybyście spokój! Przynajmniej w taką pogodę.
- To nie dzieciaki - odezwał się głos. - Spoglądnij w dół, kretynie.
Faktycznie, gdy strażnik odsłonił wizjer znajdujący się na wysokości pasa dostrzegł niską postać.
- Kim jesteś? - spytał.
- Ja do królowej.
- Pff... - strażnik ostatnimi siłami powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem, przez co się opluł. - Mam uwierzyć, że taki karzełek jak ty ma się widzieć z królową?
- Zwą mnie Karol Krótkobrody, a teraz otwieraj te drzwi, nim wbiję ci miecz w przyrodzenie przez ten wizjer.
Strażnika przez chwilę zatkało. Uśmiech zniknął z niedogolonej twarzy, którą wytarł ze śliny. Drżącymi rękami szukał właściwego klucza.
- No, szybciej tam - popędzał go karzeł. - Troszkę zimno tutaj.
- Już, już - odparł strażnik.
Gdy tylko drzwi otwarły się, do środka wszedł niski mężczyzna, który prowadził za uprząż swego, ekhm... rumaka.
- Przepraszam za obrazę. Sądziłem, że będziesz...
- Wcześniej? - przerwał Karol. Strażnik przełknął ślinę i zorientował się, że gdyby dokończył, to mógłby pożegnać się ze swoim przyrodzeniem, głową i życiem. - Wybacz. Ten deszcz mnie spowolnił. Ważne jednak, że już jestem. A teraz, poślij kogoś do królowej, by wiedziała, że już przybyłem.
***
Słońce zaszło już za horyzontem, a niebo ozdobiło morze gwiazd. Nawet księżyc postanowił uśmiechnąć się tego wieczora. Z groty dobiegały dziwne odgłosy. To smok, wiercił się i co chwile sadził donośne bąki.
Wszystko przez tego starca - pomyślał. Gdybym go nie jadł, pewnie teraz nie męczyłbym tych katuszy.
- Wszystko w porządku? - spytał znajomy głos. - Wiesz, jesteś naszym najlepszym dostawcą i szkoda by ciebie było.
- A weź, daj mi spokój. Nie mam siły na żarty. Ten staruch naprawdę mi zaszkodził - odparł smok zatwierdzając głośnym pierdnięciem.
- Mówię poważnie. Za twoich dzisiejszych gości kupiłem sobie nowego konia. Nawet Głód mi zazdrości. Jemu też chyba musze coś odpalić. W końcu, gdyby nie on, to nie miałbym z ciebie tak wielkiego pożytku.
- Ty mu lepiej powiedz, żeby mi dał jakieś krople na te wzdęcia, bo nie mogę już wytrzymać. - Tym razem wyziew był tak silny i mocny, że trupia twarz Śmierci aż zzieleniała.
- Faktycznie - potwierdził kostuch. - Trzeba coś zaradzić, bo przez twoje gazy i ja mogę mieć problemy. Wystarczy, że mi dzisiaj żonka dała popalić za tą jazdę konną króla. Śmierdziało mi w całej chałupie. Poza tym, nie będziesz cierpiał, to będziesz więcej jadł. Spokojnie, smoku, już ja coś na to poradzę.
Smok nie odpowiedział. To znaczy, nie tak, jak by sobie tego Śmierć życzył. Gdy kotara otumaniających gazów opadła w jamie pozostał już tylko skrzydlaty przyjaciel.
***
Ciche chrapanie przerwało natarczywe pukanie do drzwi.
- Panie Karolu! - To była służba. - Królowa wzywa!
Krótkobrody przetarł zaspane oczy i poczłapał do miski z wodą. Dla niego miska była jak wanna, więc poranne obmycie się nie było znaczącym problemem. Umył się więc, ubrał i skierował do sali tronowej.
- O, witaj - przywitała go Katarzyna. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy z Henrykiem.
- Nie wątpię - odparł karzeł. - Kogo mam zabić?
- Jesteś bardzo pewny siebie - powiedział oburzony król. - Dla mnie, to...
- Chodzi o smoka - przerwała mu żona. - Męczy nasze królestwo od dłuższego czasu, a my nie dajemy już sobie rady.
- Smoka powiadasz? - Niziołek zamyślił się. - Sto!
- Tylko sto? - Henryk aż odetchnął wycierając swą tłustą twarz z potu. - Myślałem, że takie przyjemności kosztują drożej.
- Wasza wysokość nie dał mi dokończyć - uśmiechnął się Karol. - Sto, to ma być osób na zachętę poczwary. Przecież jakoś musimy zwabić tego smoka. Kosztować też będzie sto, ale tysięcy złotych monet.
Królowi jedzenie stanęło w gardle. Dopiero solidne uderzenie w plecy pomogło mu złapać powietrze.
- Dobrze, zgadzamy się - ponagliła królowa. - A teraz idź, weź co potrzebujesz i zgładź bestię.
- Ależ kochanie. - Henryk poderwał się, ale pewne ręce Katarzyny usadziły go ponownie na tronie.
- Słuchaj - syknęła mu do ucha. - To jest nasza jedyna szansa, by pozbyć się smoka, więc nie ma co się kłócić o szczegóły.
- Ale my nawet nie wiemy, czy on da radę.
- O to się już nie martw.
***
Śmierć spisywał w księdze umarłych kolejnych denatów. Interes mu się kręcił jak nigdy. Fakt, miał więcej pracy niż zwykle, zwłaszcza odkąd pomaga mu żona. Powtarzali mu, że owinie go sobie wokół pętli. Nie uwierzył... W pewnej chwili przeszły go dziwne dreszcze. Sam nie wiedział jak to jest możliwe, ale jednak. Czuł, że dzieje się coś złego. Złego dla niego, znaczy się. Zarzucił odzienie robocze, chwycił swą drapaczkę do pleców - kosę i ruszył do tamtejszej wizjonerki. Węże z oczodołów, zwisająca biżuteria z żuchwy. Śmierć jakoś nigdy nie przepadał za takim przepychem, a podobno to ostatni krzyk mody.
- Co cię do mnie sprowadza?
I to ma być wizjonerka - pomyślał. Cholerna sterta kości, która tylko wydziera pieniądze od uczciwie pracujących ludz... ekhm, osób.
- Potrzebuję informacji, co się dzieje na powierzchni.
Najzwyczajniej mógł sam wyjść i sprawdzić, ale babranie się ze wszystkimi wizami u Lucyfka mu się nie widziało.
- Chodzi ci o smoka? - Pierwszy raz kostuch pomyślał, że nie będą to tak do końca wyrzucone pieniądze. - Nasłano na niego potężnego męża. Karła raczej, ale o wielkim sercu. - Wizjonerka wyjęła spod blatu ozdobną kulę. - Widzę ludzi. Szykują się do bitwy. Tak. To będzie istna wojna ze smokiem.
Wojna - pomyślał Śmierć. No tak, że też wcześniej na to nie wpadłem.
Rzucił pieniędzmi na stół i pobiegł w stronę swojego starego znajomego. Wszedł bez pukania i dostrzegł kompana zajadającego ludzką rękę, którą zapijał krwią z butelki.
- Witaj. Co cię do mnie sprowadza?
- Nie udawaj, że nie wiesz! Chcesz mi się dobrać do interesu!
- Nie rozumiem o co chodzi. - Wojna udawał zdziwienie.
- O smoka chodzi, ofiaro losu! Wiedziałem, że z waszej trójki to ty mi najbardziej zazdrościłeś konia.
- Aaa, o smoka - zaśmiał się. - Cóż, jak to mówią: wolny rynek.
- Nie myśl, że nie będę o niego walczyć - odrzekł rozgniewany Śmierć. - Stawaj, tu i teraz.
Gdy ten wstał, obaj wyjęli swe skostniałe ręce, machnęli nimi parę razy. RAZ, DWA, TRZY!
- Ha! Kamień niszczy nożyce! - krzyczał zadowolony Śmierć. - A teraz odwołaj to wszystko.
- Cóż. Mogę im przeszkodzić, ale cudów nie zdziałam...
***
Smok zwabiony zapachem świeżego mięska postanowił wybrać się na łowy. Jak to miał w zwyczaju, wpadł w środek osady i już chciał zacząć swoją wyliczankę, gdy zorientował się, że przysmaki nie uciekają, a stoją w kupie jak słupy.
No cóż - pomyślał smok. Mniej zmartwień dla mnie.
Już miał otwierać pysk, gdy usłyszał brzdęk metalu tuż za nim. Okazało się, że zaczajeni na niego rycerze poślizgnęli się na skórce od banana i dziwnym zbiegiem okoliczności pozabijali się o własny oręż. Smok stał tak chwilę zdumiony patrząc raz to na trupy, raz to na ludzi. Po chwili ciszy, gdy wieśniacy zorientowali się, że plan nie wypalił, rozległy się krzyki i panika. Skrzydlaty nareszcie poczuł się jak w domu. Chwycił pierwszą dziesiątkę i łyknął bez gryzienia.
- Stój, bestio! - krzyknął Karol. - Nie udało mi się ciebie zaskoczyć, więc muszę się z tobą zmierzyć w otwartej walce.
Smok z niedowierzaniem patrzył na karzełka. Roześmiał się głośno i zionął ogniem w przeciwnika. Gdy dym się rozwiał, karzeł stał nietknięty, czego nie można było powiedzieć o karczmie za nim.
- Zabawmy się - syknął z uśmiechem Krótkobrody i ruszył do ataku.
***
Król brał właśnie kąpiel, gdy posłaniec przesłał mu sprawozdanie z walki.
- Jak to zniknęli?!
- Normalnie, mój panie. Roznieśli pół osady, walcząc, gdy zjawił się jakiś dziwny typek w kapturze i z kosą. Zakurzyło się, a gdy widoczność się poprawiła po nich nie było ani śladu.
Henryk pogalopował prędko w stronę jamy potwora. Był tak ciekawy i zdziwiony, że zapomniał o swojej obstawie. Z resztą, i tak by mu nie pomogła. Zeskoczył z konia i wszedł do siedliska bestii. Ze środka było słychać czyjeś głosy. Gdy podążył bardziej w głąb jaskini zobaczył coś, co go zamurowało. Dwie kościste postacie, jedna z kosą, druga z mieczem i tarczą. Smok i karzeł. Cała czwórka siedziała przy stoliku i grała w karty.
- Makao - rzekł smok.
- Po Makale - dorzucił Karol.
- Eee, nigdy nie byłem dobry w tą grę - skrzywił się Wojna. - Ale muszę przyznać, że dobry jesteś.
- Dziękuję. A więc mówisz Jerzy, że ten biznes opłaci się nam wszystkim?
- Zgadza się - potwierdził Śmierć. - Trzeba tylko wszystko dobrze rozplanować. Nasz skrzydlaty przyjaciel będzie latał po królestwie, zjadał ludzi, ty będziesz pozorował ataki na niego, a Jurek zrobi to, co dzisiaj. Czyli wytnie w pień rycerstwo. Jak wszystko się uda, to nawet Lucyfera wygryziemy z interesu.
Dopiero po krótkim czasie czwórka zwróciła uwagę na Henryka.
- Jeśli chcesz, smoku, to możesz zacząć nasz plan od niego.
- Czego się nie robi dla pieniędzy - odparł smok, po czym zjadł króla.
Anorien - 29-03-2010 18:19
7/10
pare błędów jest. zbyt nowoczesny jezyk użyty, i to znalazłem dziwny kawałek tekstu
"zadowolony Śmierć" to chyba miało być zadowolona smierć ? jest ok, popraw pare literówek itd i krócej napisz na drugi raz bo to odstrasza.
/Down, jest to luzne wypracowanie niestety które przeczytałem. wiec jak coś czytam to oczekuje od opowiadania/baśni by miała klimat. luzno mozesz sobie napisac w wordzie i przydusic delete>enter jak cos dajesz na fora to może sie postaraj. I niestety smierć jest przymiotnikiem żenskim. jaka ? śmierć. a nie jaki? Smierć.
Radix - 29-03-2010 18:50
7/10
pare błędów jest. zbyt nowoczesny jezyk użyty, i to znalazłem dziwny kawałek tekstu
"zadowolony Śmierć" to chyba miało być zadowolona smierć ? jest ok, popraw pare literówek itd i krócej napisz na drugi raz bo to odstrasza.
Nie. Tam miało być zadowolony Śmierć. Gdzie jest zapisane, że śmierć może być tylko płci żeńskiej? Jeśli chodzi o literówki itd., to prosiłbym o wytknięcie owych, bo jak jedna wielka litera i parę przecinków się znajdzie, tak reszty nie sądzę. Jeśli chodzi o zbyt nowoczesny język - to nie jest wypracowanie szkolne, żeby trzymać się sztywno przyjętych kanonów. To jest luźne opowiadanie na poprawę nastroju, a nie ściśle zamknięta historia osadzona w jakimś konkretnym świecie. Kończąc pragnąłbym Ci uświadomić, że pisanie krócej mija się z celem, jeśli chcesz coś zakończyć. Dla mnie coś na stronę A4 nie jest opowiadaniem. Tyle, to od biedy może zajmować sam prolog, jeśli już się czepiamy.
Nic to, pozdrawiam i życzę reszcie użytkowników miłej lektury.
_ryzy_ - 29-03-2010 19:15
Czyli dlatego, że odmienia się jaka? to wg. Ciebie w jego opowiadaniu bohater którego nazywa Śmierć nie może być rodzaju męskiego? Nie bardzo to rozumiem.
a jak np. Lonia w książce którą czytałem był z krwi i kości mężczyzną to jest to wg. ciebie też błąd i trzeba szybko dopisać że miał ładne, wielkie cycki?
Poza tym nie kozacz, też możesz sobie delete wcisnąć i tu nie wracać
Radix - 29-03-2010 21:11
Ekhm... Ja nie widzę powodu do uniesień. Moim zdaniem jesteś typem osobnika, który próbuje czepiać się byle pierdoły i przeinaczać ją na błędy. Poza tym - nadal nie wytknąłeś literówek itd. Po drugie, wracając do śmierci: przeczytaj waść Terrego Pratchetta, przemyśl swoje zachowanie, zastanów się jeszcze pięć razy, wróć i przeproś. Przyczepiłeś się również do klimatu. Wnioskuję, że moje opowiadanie go nie ma? Dziwi mnie zatem Twoja ocena 7/10. Wieje hipokryzmem, bądź nazbyt wysokim ego.
No cóż, ja natomiast życzę reszcie użytkowników miłej lektury i wielu uśmiechów pod nosem.
Brav - 03-04-2010 21:26
7/10
I niestety smierć jest przymiotnikiem żenskim. jaka ? śmierć. a nie jaki? Smierć.[/B]
Drogi Anorienie,
zapraszam do lektury.@Radix
Czyta się z przyjemnością, czekam na dalsze części, jeśli oczywiście takowe planujesz.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbetaki.xlx.pl